Uwielbiam zadania domowe ;) – ROZSĄDNI BRACIA – BLOG o inwestowaniu w nieruchomości

Odkąd moje dzieci zaczęły uczęszczać do szkoły zauważyłem pewną niefajną zależność: liczba zadań domowych i waga plecaka wzrastają wraz z promocją do każdej kolejnej klasy.

Dziecko kończące przedszkole bardzo cieszy się z perspektywy rozpoczęcia edukacji szkolnej. Rzeczywiście entuzjazm ten jest wielki, ale jakże łatwo go zgasić!

Nauka w polskich szkołach oparta jest na systemie uśredniania i dopasowywania do „norm” wszystkich uczniów. Program nauczania – jeśli chodzi o sprawy merytoryczne – jest mocno przestarzały i w 80% nie daje, według mnie, żadnych umiejętności, które mogłyby przydać się dorosłemu człowiekowi w życiu.

Przyswojenie tony materiału pamięciowego z informacjami, które każdy z nas może w ciągu minuty wygooglać, jest nadal głównym kryterium oceny na wielu przedmiotach.

Do tego dochodzą aspekty związane z samymi nauczycielami i o to czy im się w ogóle chce… uczyć.

Jaki jest najłatwiejszy sposób „zarządzania” młodymi ludźmi?

Jak to robią najgorsi nauczyciele?

Czy zastanawiają się nad aspektami wychowawczymi czy biorą pod uwagę możliwości dziecka lub jego predyspozycje?

No właśnie pomyślmy chwilę.

Wyobraźmy sobie, że jestem nauczycielem. Takim najgorszym – bez powołania. Już rano jak się budzę to jestem wkurzony.

Na wiele spraw.

Przede wszystkim na to, że zawód nauczyciela nie ma należnego szacunku i nie jest odpowiednio wynagradzany.

Później przypominam sobie, że dziś jest wtorek więc będę musiał prowadzić lekcje w najgorszej klasie w szkole, która trafiła mi się dlatego, że dyrektor za bardzo mnie nie lubi.

To oczywiście odpowiednio dołuje mój, i tak już nienajlepszy, nastrój.

Gówniarze w ogóle się nie uczą, nic nie rozumieją. Dodatkowo mają dziś pecha, bo nie mam nastroju na żarty. Jak najłatwiej ich kontrolować? Na początek trochę ich postraszę – popytam, no i sprawdzę czy zrobili zadanie domowe. Może jakąś kartkówkę nawet zrobię? Kilku z nich ma już naprawdę sytuację podbramkową i nie wiadomo czy w ogóle zdadzą do następnej klasy.

Więc to powinno mi pomóc.

Później poopowiadam trochę o nowym temacie i nie zapomnę o zadaniu domowym tak żeby mogli się wykazać i porobić coś pożytecznego po lekcjach…

Zastanawiam się czy uda mi się przejść bezboleśnie przez ten dzień.

Taaak, chyba będzie dobrze.

Ilu z nauczycieli tak właśnie zaczyna swój dzień?

Nie mam pojęcia.

Wiem natomiast jak wygląda rozkład zajęć w tygodniu typowego ucznia. Młodego człowieka, który jest dopiero na początku swojej drogi życiowej. Prawdopodobnie Ty także to wiesz.

Dla przykładu plan lekcji przewiduje w 5 klasie podstawówki w jednej ze szkół sześć lub siedem godzin każdego dnia. U gimnazjalisty mamy troszkę gorzej. Dla przykładu – w tej samej szkole – mamy:

Jeśli uczeń zaczyna zajęcia o godzinie ósmej rano, to skończy je około godziny 16-tej, a do domu dotrze przed 17tą. Później posiłek w domu, godzinny odpoczynek i… dalej do roboty nad zadaniami domowymi. Kilka zadań i mamy godzinę 19tą, a za sobą cały dzień pracy.

Wspaniale! Nasze szkolnictwo potrafi naprawdę motywować do życia!

Jeśli zadań jest „nieco więcej” to po prostu część zostaje nie zrobiona. I nie mogę mieć o to do dzieci pretensji.

Poważnie.

W pełni ich rozumiem, i pytam sam siebie czy rzeczywiście ich ciężka praca ma sens?

Kilka tygodni temu mieliśmy piękną, pogodną niedzielę – pomimo tego, że był już październik. Zaplanowaliśmy dzień na zewnątrz, ale poprzedzony szybkim zrobieniem zadań domowych. Mój syn miał kilka kartek zadań z matematyki zadrukowanych przykładami do zrobienia. Tych przykładów było na tyle dużo, że po rozpoczęciu pracy o godzinie 10-tej rano, z krótką przerwą na obiad, ostatnie zadanie zostało zrobione po godzinie 17-tej.

Tak, zeszła na tym cała niedziela.

Poruszyłem kiedyś temat zadawania zbyt dużej liczby zadań domowych na zebraniu rodziców w szkole. Dotyczyło to drugiej klasy szkoły podstawowej.

I wiesz co się okazało?

Większość rodziców była za zadaniami domowymi…

Stwierdzili, że „dziecko musi się do tego przyzwyczajać, ponieważ w gimnazjum będzie znacznie więcej zadań domowych”. Sugerowali nawet, że liczba zadań domowych powinna być większa niż obecnie.

Tak więc zostałem sam na placu boju o zmniejszenie obciążeń dla dzieci.

Okazuje się, że jako społeczeństwo jesteśmy całkowicie przygotowani do przyjęcia dużych, bezsensowych obciążeń. Ba! Okazuje się nawet, że uważamy, że robimy wciąż za mało.

Bardzo ciekawe.

A co właściwie daje nam dzisiaj szkoła?

Czy czasy, w których żyjemy pozwalają na zaplanowanie ścieżki życia – jak było w XIX wieku? Czy ktoś z nas ma jeszcze szansę rozpocząć swoją karierę, przepracować całe życie i zakończyć karierę w tym samym miejscu, zakładzie pracy? Czy takie myślenie i planowanie ma w ogóle sens?

Moim zdaniem dziś najbardziej liczy się nieszablonowe myślenie i znajdowanie możliwości tam, gdzie większość ludzi ich nie dostrzega. Ale do tego potrzebna jest umiejętność kreatywnego myślenia. Przyda się także umiejętność próbowania podejmowania niepewnych, co do ich skutku, działań. Właśnie w ten sposób można zostać inwestorem czy też stworzyć nowy rodzaj biznesu.

Czy nasza szkoła tego uczy?

Czy szkoła przewiduje premiowanie w jakikolwiek sposób ucznia, który próbuje niestandardowego podejścia do zadania? Przecież wiemy, że to może oznaczać porażkę. A jak nasza szkoła reaguje na porażki? Czy pozwala uczyć się na własnych błędach?

Nie.

Błąd jest zły i jest odpowiednio oceniany

Jeśli uczeń chce otrzymać dobrą ocenę to musi podać dokładnie takie rozwiązanie, jakie usłyszał wcześniej od swojego nauczyciela. I od początku o tym wie. Każde inne rozwiązanie, a nawet szukanie takiego rozwiązania będzie ocenione negatywnie jako działanie niepożądane.

A jak my sami w większości, reagujemy na porażki naszych dzieci? Czy pozwalasz swojemu dziecku na samodzielne poszukiwanie rozwiązań i na ponoszenie porażek?

A co dopiero mówić o porażce. Uczeń, który nie poda jedynej prawidłowej odpowiedzi zostanie odpowiednio napiętnowany i nauczony, aby nigdy więcej nie ponosił ryzyka samodzielnego poszukiwania rozwiązań, ponieważ porażka jest zła i prawidłowym postępowaniem jest jej unikanie.

W taki właśnie sposób nasza szkoła zabija wszelkie przejawy kreatywności, które są niezbędne do osiągnięcia sukcesu w dzisiejszych czasach.

Ci, którzy odnoszą sukces w większości są wyjątkami i osobami, które zachowały zdrowy rozsądek pomimo przejścia przez nasz system edukacji.

Tak: pomimo, a nie: dzięki niemu.

Wszyscy chcemy jak najlepiej dla swoich dzieci

Według badań GUS większość Polaków chciałaby, aby ich dzieci miały wykształcenie wyższe – aż 74,5% Polaków ma takie pragnienie. Pomimo tego, że według portalu rynekpracy.pl w swoim wyuczonym zawodzie pracuje jedynie około połowa Polaków, to ich zarobki są jednak nieco wyższe niż pozostałych osób. Odsetek liczby osób wykonujących pracę lepiej płatną można powiązać z większym stopniem specjalizacji – nic dziwnego.

Najlepsza kariera proponowana przez nasz system edukacji jest opisana w kilku słowach: ucz się długo, abyś mógł zostać dobrym pracownikiem, a później się dokształcaj, zostań specjalistą i staraj się być niezastąpiony w swojej dziedzinie. Będziesz mógł zawsze wtedy znaleźć dobrze płatną pracę i nikt nie będzie mógł Cię z niej zwolnić.

A jeśli nawet zostaniesz zwolniony, to znajdzie się mnóstwo ludzi, którzy zechcą Cię zatrudnić.

A potem tylko wystarczy ciężko i uczciwie popracować aż doczekasz spokojnej emerytury.

Tak właśnie w większości myślą Polacy.

Ty, jeśli czytasz dłużej naszego bloga, to wiesz już co czeka nas na emeryturze ;). Jeśli jeszcze nie czytałeś to zobacz wpis Szok: ZUS każe mi przeżyć za 273 złote!

Według mnie to co proponuje nam system edukacyjno-pracowniczy to nie jest optymistyczna perspektywa. Niektórzy sądzą co prawda, że bycie pracownikiem oznacza mniej ryzykowne życie.

Ja tak nie myślę. A Ty?

Najpóźniej w trzeciej klasie podstawówki u moich dzieci pojawiła się niechęć do szkoły

Mnie z kolei najbardziej wkurzała waga plecaka. W niektóre dni mój syn 14-letni gimnazjalista nosił ze sobą 12-kilogramowy plecak, a od pierwszej klasy podstawówki dzieci są zmuszone do noszenia w plecaku zeszytów, książek, piórnika oraz drugiego śniadania.

Dlaczego noszą to wszystko w tą i z powrotem?

Czy nie mogą zostawiać książek, zeszytów i kredek w szkole? – mógłby zapytać ktoś zdroworozsądkowo.

Odpowiedź brzmi: nie mogą!

Bo jak by robili zadania domowe? Przecież wiadomo, że bez pracy w domu niczego się nie nauczą.

A wiemy już, że zadaniem polskiej szkoły nie jest nauczenie ucznia, ale, po pierwsze, pokazanie mu czego ma się nauczyć a po drugie zmuszenie, aby tego sam się nauczył.

Czasem cieszę się, że obowiązek nauki szkolnej jest w Polsce jedynie do 18 roku życia

Do tego wszystkiego dochodzi nasze cudowne położenie na kuli ziemskiej dzięki któremu przez dużą część roku żyjemy w półmroku.

I już wiem skąd bierze się to, że tak trudno spotkać uśmiechniętego Polaka na ulicy. Mamy mnóstwo powodów do tego, aby nie mieć dobrego humoru i w pełni z tych powodów korzystamy.

W tym kontekście tytuł tego wpisu – czyli Uwielbiam zadania domowe 😉 – może się wydać bez sensu. Skąd on się właściwie wziął?

Właśnie wczoraj moja córka przyniosła ze sobą ze szkoły piłkę do „siatki”. Okazało się, że dostała zadanie domowe polegające na tym, że ma podbijać piłkę w weekend na sposób siatkarski.

Co prawda reguła jest podobna jak przy matematyce, ale jakże inny efekt! W ramach zadania domowego możemy się wspólnie bawić grą w piłkę! 🙂

Właśnie takie zadania, według mnie, powinny być zadawane do domu!

Oby tak dalej! Dziękuję Pani Moniko!

A Ty, czy jesteś zadowolony z polskiej szkoły i z tego czego może się w niej nauczyć Twoje dziecko?

Zobacz: Poprzedni wpis | Następny wpis

Robert

W 2001 roku zacząłem przygodę z inwestycjami deweloperskimi a od 2012 roku zacząłem inwestować w nieruchomości generujące dochody pasywne. Działam głównie w Trójmieście i okolicach - skąd pochodzę. Tworzę program partnerski SASANKA® oraz program RENTON® budowy budynków z mieszkaniami na wynajem. Jestem współwłaścicielem spółki deweloperskiej działającej na Pomorzu. Prowadzę szkolenia dla przedsiębiorców chcących prowadzić firmy deweloperskie.

Powiązane wpisy

komentarzy 9Moja opinia

  • Robert,
    mam podobne przemyslenia. Sam skonczylem 3 kierunki studiow i nie zaluje. Nie chce zachecac do rzucania szkoly czy tym podobnych historii 🙂
    Ale szkola powinna sie zmienic. Dzisiaj potrzeba odwagi, fantazji i start-upowego podejscia do przedsiewziec. Trzeba probowac a jak nie wyjdzie to probowac dalej. Szkola jak wspomniales jednak karze za bledy. Nie uczy, ze na bledach nalezy sie uczyc. Uczy szablonow.

    Dlaczego male dziecko tak szybko sie rozwija? Probuje i uczy sie na bledach. Jak rypnie czolem w sciane to wie, ze tak nie mozna i juz wiecej celowo nie rypnie 🙂

    Co by sie stalo gdybysmy malutkie dzieci karali za bledy? Prawdopodobnie 8 latki siedzialyby nadal w kojcach 🙂

    Prawidlowo podchodzimy do tematu gdy chodzi o malutkie dzieci ale potem ida do szkoly i podejscie sie zmienia calkowicie. Nagle probowanie jest zle. Nagle robienie czegos inaczej niz w skrypcie nauczyciela jest bledem …

  • Cześć,

    Coraz częściej ze znajomymi prowadzimy podobne dyskusje. Dużo informacji encyklopedycznych – idealnych dla przyszlych uczestników teleturniejów w stylu 1 z 10. Dużo prac domowych. Nauczyciele twierdzą, że rodzice niepotrzebnie zapisują na zajęcia dodatkowe i nie mają dzieci czasu na prace domowe. Sensownie wybrane zajęcia dodatkowe dają duzo wiecej niz szkoła. Z garncarstwem można się wstrzymać 😀, ale np. dodatkowe zajęcia z języków obcych uważam za bardzo potrzebne. Języka obcego można zacząć się uczyć i na emeryturze ale to już nie to samo.

    Często (wiem, wiem nie zawsze) najlepsi uczniowie mający same 6 nie odnajdują się w życiu. Są nauczeni pewnych schematów dających dobre oceny. W prowadzeniu własnej firmy, czy w zawodach wymagających kreatywności nie zawsze się sprawdzają. Znam natomiast sporo osób, które były przeciętne w szkole, ale super sobie poradziły po jej skończeniu.

    • No właśnie: wszyscy chcielibyśmy, aby nasze dzieci jak najlepiej radziły sobie w życiu. Pytanie jak znaleźć właściwy algorytm postępowania i czy taki w ogóle istnieje? 😉

  • I jest coraz gorzej z pracami domowymi. Moja 16-letnia córka codziennie siedzi nad (tylko!) matematyką 2 godziny. A gdzie czas na resztę

    • Mario zgadzam się z Tobą w pełni. Jak zarzucimy młodych ludzi samymi obowiązkami, to gdzie czas na czerpanie radości z życia?

      I skąd ludzie mają ją brać w dorosłym życiu skoro nie nauczyli się cieszyć z życia w dzieciństwie???

      To mi się najbardziej nie podoba w naszym systemie szkolnictwa. Uczy przede wszystkim posłuszeństwa oraz bierności w stanowieniu o samym sobie.

  • A ja byłam niepokornym typem, prac domowych nie odrabiałam, niespecjalnie się uczyłam, oceny miałam takie sobie. Rodzice nie byli zadowoleni, nauczyciele w kółko powtarzali: taka zdolna a taka leniwa ;). Może i tak, ale za to byłam szczęśliwa i wolna. Wewnętrznie wolna. Skończyłam również 3 kierunki studiów, dokładnie takie jakie mnie interesowały, z wynikami bardzo dobrymi. Zostałam…nauczycielką, taką która lubi dzieci i lubi uczyć i nie lubi zadawania prac domowych. Nie lubię też stawiać ocen, bo to bez sensu oceniać indywidualność, jaką jest każdy człowiek, cyfrą. Staram się więc, żeby moi uczniowie mieli jak najlepsze to cyfrowe oceny. Lubię kiedy czują się u mnie na lekcjach dobrze, komfortowo, swobodnie mogą wyrażać swoje pomysły, bez stresu że błąd w myśleniu czy działaniu będzie przeze mnie piętnowany. Nie jest. Na błędach właśnie się uczymy wszyscy i wszyscy mamy do nich prawo i nie jest to nic złego ani żaden obciach. I to ja jestem dla uczniów a nie oni dla mnie. Mogą mnie pytać, drążyć i dyskutować, mają samodzielnie myśleć i mieć własne zdanie i po swojemu dochodzić do rozwiązywania różnych problemów. Marzy mi się pracować w takiej szkole jak szkoły fińskie. Obserwując od prawie 20 lat zmiany w szkołach mam nadzieję, że kiedyś nasza edukacja zbliży się do fińskiej. I może nie będzie to wcale tak długo jak by się mogło wydawać. Oby.
    Pozdrawiam
    NieTypowa Nauczycielka

    • moja narzeczona była po studiach taką nietypową nauczycielką. Tak się złożyło, że nawet przez chwilę chyba uczyła dzieci Roberta 🙂
      jednak system szybko wyleczył ją z nietypowości i odarł z tego co w pracy nauczyciela na początku wydawało się fajne (postępy dzieci).
      wrzucona pomiędzy konieczność sztywnej realizacji podstawy programowej, odpowiadania przed przełożonymi, zarzutami rodziców, że na jakiś temat poświeciło się za mało/dużo czasu (podstawa programowa!), rzuciła to w cholerę i dziś zajmuje się nieruchomościami 🙂

      system wymusza dążenie do średniej nie tylko uczniów, ale i nauczycieli. Na czym cierpią Ci nauczyciele z pasją i oczywiście w przełożeniu także uczniowie.

      Wytrwałości Katarzyno!

  • Hej Katarzyno, Nietypowa Nauczycielko. Dzięki za opinię i trzymam kciuki, żeby nie przestało Ci się chcieć, a raczej z tego co piszesz, to wynika, że powinienem napisać „żeby nie przestało Ci się nie chcieć” 😉

    Też chciałbym, aby nasz system edukacji był bardziej przystający do dzisiejszej rzeczywistości, ale nie widzę oznak jego polepszania się, które być może Ty dostrzegasz.

Skomentuj Robert Zrezygnuj

Twój e-mail nie zostanie opublikowany.